niedziela, 5 czerwca 2011

MALEZYJSKIE KINO GROZY Cz. 2: Nie taka nudna wpółczesność


Druga część artykułu poświęcona malezyjskiemu kinu grozy. Pierwszą możecie przeczytać  TUTAJ  


Nieuczciwością byłoby jednak twierdzić, że malajskie kino grozy jest zaściankowe, jednowymiarowe i wtórne, skupiając się na filmowaniu jedynie różnych wersji popularnych legend. Wszyscy bowiem żyjemy, jak chciał Marshalla McLuhana, w „globalnej wiosce” i wpływy kultury Zachodu coraz intensywniej docierają do Malezji. Są one także widoczne w malajskim horrorze, który od połowy lat 90. podejmuje nieśmiałe próby przełamania stereotypu „folklorystycznego” kina grozy. Efektem tych starań są choćby takie filmy jak „Zombies from Banana Village” („Zombi kampung pisang”, 2007) – komediowa w tonie opowieść o żywych trupach; „I Know What U Did Last Raya” (2004) – malajska wersja amerykańskiego teenage slashera „Koszmar minionego lata” (1991) czy Mountain Spirit” („Jun Huatan”, 2009), będący mieszanką survival horroru z monster movie. Do grona horrorów, które zrywają z „pontianakową” tradycją można zaliczyć również „Seed of Darkness” (2006) Michaela Chucha.


Horror pochodzącego z Hongkongu reżysera ( z dialogami po kantońsku) można potraktować jako film ostrzegający przed niespodziewanymi niebezpieczeństwami czyhającymi na kobiety, które zdecydują się na zapłodnienia in vitro. Taką bowiem metodę wybiera bohaterka, samotna matka, która decyduje się na dziecko. Rodzi się zdrowa, ładna dziewczynka, która nagle w wieku siedmiu lat zaczyna się dziwnie zachowywać: rozmawia sama ze sobą i twierdzi, że widzi zmarłego ojca. Ciekawostką jest, że pierwotnie film nosił tytuł: „Nephesh Seed”. Słowo „nephesh” jest pochodzenia żydowskiego i oznacza „duszę”. Zrezygnowano z niego, by nie drażnić społeczeństwa, w którym aż 60% wyznaje islam.

Kolejny film, który koncentruje się wokół dziecka (tym razem nienarodzonego) to „Anak” (2008) w reż. Barney`a Lee. Obraz ten jest z kolei ostrzeżeniem przed zgubnymi skutkami aborcji (jeden z ulubionych tematów azjatyckiego kina grozy). Nita po traumatycznych doświadczeniach z przeszłości, gdy została zgwałcona a następnie zmuszona została do poddania się zabiegowi aborcji, stara się rozpocząć nowe życie. Udaje się do kuzynki Kay i razem z nią zamieszkuje. Wkrótce Nita zaczyna dostrzegać błąkającego się po domu kilkuletniego chłopca. Kuzynka nie wierzy dziewczynie i podejrzewa, że Nita postradała zmysły. Wszystko jednak wskazuje, że to nie umysł bohaterki wymaga leczenia, lecz sumienie. Film Lee jest aktorskim pojedynkiem dwóch wielkich gwiazd współczesnego malezyjskiego kina i niezwykle pięknych kobiet: Erry Faziry (Nita) i Idy Neriny (Kay). 


Piękna aktorka pojawia się także w „Possessed” (2006) Bjarne Wonga, będącego hybrydą stalker movie (film o prześladowcy) z klasyczną ghost story. Amber Chiu gra…Amber, która wraz z siostrą, Lisu przybywa do Malezji by sprawdzić się jako modelka i piosenkarka.  Zamiast kariery spotyka dziewczyny nieszczęście: Amber zapada w śpiączkę a Lisu znika bez śladu. Po pięciu miesiącach dziewczyna odzyskuje świadomość, niczego jednak nie pamiętając ze swojej przeszłości. Dino, chłopka Amber pomaga dziewczynie odzyskać wspomnienia. Udają się w tym celu ponownie do Malezji, gdzie dziewczyna stara się kontynuować karierę oraz poszukiwania zaginionej siostry. Wkrótce okazuje się, że będzie to niezwykle trudne. Nie dość, że Amber nęka psychopatyczny fan to nawiedzają ją także przerażające wizje zaginionej Lisu. Historia nie brzmi może nazbyt oryginalnie, ale jest w tym filmie kilka udanych, budzących autentyczną grozę scen.     

O „Histerii” (2008, reż. James Lee) można powiedzieć, że jest bodaj najkrwawszym malajskim horrorem. Ludzkie wnętrzności, odcięta głowa, zakrwawione zwłoki oraz wątek lesbijski – oto czym próbują zaszokować widzów twórcy filmu. Powiedzmy sobie szczerze, że daleko temu filmowi do shockerów rodem z Japonii czy nawet Korei Płd lub Tajlandii. Niemniej na tle, raczej unikającego brutalności, rodzimego horroru film ten zdecydowanie się wyróżnia. Wyróżnia go także próba pogodzenia kilku odmian filmowej grozy: slashera, monster movie i ghost story. Nie jest to próba do końca udana, bo w tym filmie, opowiadającym o grupie uczennic zamkniętych w college`u i metodycznie mordowanych przez ociekającego krwią potwora, najsłabszy jest scenariusz. Warto jednak odnotować, że mimo wielu logicznych dziur interesująco prezentuje się w „Histerii” związek między główną bohaterką a upiorem. Jest to relacja  oparta na układzie: pan i sługa. Raczej nieczęsty element filmowych historii grozy.


Dziełem Lee jest także film, którego tytuł zdardza już komediowe potraktowanie gatunku grozy. “Help! My Girlfriend Is A Vampire” (“Tolong! Awek Aku Pontianak!”, 2010), bo oni mowa, to komedia romantyczna z wątkiem wampirycznym. On jest pechowcem i niezdarą a ona kobietą marzeń każdego mężczyzny. A także wampirzycą. Więcej w tym filmie specyficznego azjatyckiego humoru niż grozy wywołującej dreszcze na plecach, ale odnotujmy i tę próbę wyjścia poza schemat „ponitankowego” horroru. 

Wspomniana słabość scenariusza nie jest, niestety wadą, którą dotknięty jest jedynie obraz Lee. Większość malajskich horrorów, także te o których już wspomniałem, od strony realizacyjnej odznacza się solidną, rzetelną robotą, gorzej natomiast wypada z zachowaniem logiki i unikaniem gatunkowych klisz. Dowodzi tego horror, któremu warto poświecić kilka zdań. „Congkak” (2008) wyreżyserował Ahmad Idham, twórca „Don`t Look Back”. Jest to film zdecydowanie bardziej udany niż kasowy przebój malajskiego reżysera, niemniej i on, zwłaszcza w nie zamierzenie kiczowatym finale, w którym miejscowy bomoh  (szaman) razi ducha nieudolnie animowanymi, świetlistymi promieniami, wypada niezbyt udanie. Historia rodziny, która na czas wakacji wprowadza się do niedawno zakupionego na odludziu domu, nawiedzanego przez ducha staruchy, wyróżnia się jednak niepokojącą atmosferą oraz kilkoma zaskakującymi, nastrojowym scenami grozy. Gdyby pozałatać scenariuszowe dziury, mógłby być z „Congkak” bardzo przyzwoity horror.        

Niezwykle interesująco zapowiada się jedna z najnowszych produkcji grozy – „Seru” (reż. Woo Ming Jin, 2011), który reklamowany jest jako „pierwszy malezyjski slasher”. Bardziej niż slasher jest to obraz wpisujący się w modną formułę „horrorów paradokumentalnych” tzw. mockumentaries, które nawiązują do takich światowych hitów jak „The Blair Witch Project”, „[Rec]”, czy „Paranormal Activity”. Fabuła filmu Woo opowiada o ekipie filmowej, która nagrywając dla telewizji program o okultystycznych rytuałach, odbywających się na prowincji, zostaje opętana przez złowrogą, potężną siłę. Opętani członkowie ekipy przemieniają się w morderczych szaleńców.


Prawdziwą perełkę z pełną premedytacją zachowałem na koniec przeglądu malajskiego kina grozy. „Susuk” (2008) w reżyserii Naeima Ghalili`ego i Amira Muhammada to jak do tej pory bez wątpienia najlepszy malajski horror. Film ten ma tę przewagę nad pozostałymi obrazami, starającymi się zaszczepiać na miejscowy grunt zachodnie wzorce, że nie popada w jednej skrajności w drugą. Nie rezygnuje z miejscowych wierzeń związanych z czarną magią oraz z postaciami lokalnych demonicznych istot, a jednocześnie jest nowocześnie zrealizowanym horrorem  okultystycznym, opowiadającym historię intrygującą, świeżą i na dodatek z prostym, ale niegłupim przesłaniem.

Tytułowy susuk to rodzaj popularnego w Malezji oraz Indonezji talizmanu (albo raczej body piercingu); niewielkie kawałki złota lub diamentów chirurgicznie umieszczone w ustach lub podbródku zainteresowanej osoby. Susuk według wierzeń ma moc zwiększenia urody i zmysłowości. Dlatego niektóre popularne gwiazdy: piosenkarze i aktorzy podobno korzystają z magicznego działania tego niezwykłego talizmanu. W każdym razie w filmie korzysta z niego pielęgniarka Soraya, który dzięki magicznej mocy pnie się w zawrotnym tempie po szczeblach piosenkarskiej kariery. Ma zamiar dorównać swej idolce, Suzzane w sławie, lecz Soraya nie wie jak wielką cenę kobieta płaci za wieczną młodość i urodę. Suzzane również posiada susuk – źródło jej powodzenia, ale musi wysysać życiową energię i żywić się surowym ludzkim mięsem, aby talizman nie stracił mocy. Horror może nie najstraszniejszy, ale za to znakomicie opowiedziany, z zaskakującą finałową puentą i niegłupimi rozważaniami na temat ceny sławy i okrutnych praw rządzach showbizensem.

„Susuk” to optymistyczny akcent, którym chciałbym zakończyć ten zarys kina grozy z egzotycznej Malezji. Okazuje się, że nawet kinematografia, która od początków swego istnienia nastawiona była na rozrywkę, jest w stanie wypuścić na świat obraz, który śmiało można pokazać światu. Dodajmy także, że wraz z nowym wiekiem wyraźnie drgnęło także w kinie niezależnym, stanowiącym przez wiele lat mało znaczący margines głównego nurtu. Na razie są to filmy krótkometrażowe, amatorskie, lecz kto wie czy właśnie z kina niezależnego nie będzie się wywodzić nowa fala malajskich twórców.   


Recenzja HISTERII

Recenzja SUSUK



  

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz