sobota, 9 marca 2013

SEKS ZA PÓŁTORA JENA: Seksualne niewolnictwo podczas II wojny światowej



Nie wiem, jak udało mi się przeżyć. Wciąż tego nie rozumiem.
/jedna z bohaterek filmu „Behind Forgotten Eyes”/


Prolog

Przełom 1937 i 1938 roku. Trwa II wojna chińsko-japońska. Cesarska Armia Japonii, nowocześnie wyposażona i uzbrojona, bez większych problemów zajmuje kolejne chińskie miasta na północy kraju. Po zdobyciu Szanghaju oddziały japońskie kierują się na Nankin, ówczesną stolicę Chin. 13 grudnia 1937 r. wskutek zmasowanego ostrzału artyleryjskiego i dywanowych nalotów opór obrońców zostaje przełamany. Japończycy wkraczają do zrujnowanego miasta i od pierwszego dnia okupacji wprowadzają brutalny, bezlitosny terror. W jego efekcie dochodzi do jednej z największych zbrodni wojennych w dziejach świata – masakry nankińskiej. Zamordowanych zostaje od 50 do 400 tys. obrońców i mieszkańców miasta (oszacowanie dokładnej liczby ofiar jest już dziś niemożliwe). Wśród ofiar są także starcy, kobiety i dzieci. Masakra nankińska to także ok. 20 tys bestialsko zgwałconych kobiet, często małych dziewczynek. Skala ludobójstwa i zbiorowych gwałtów przeraża nawet japońską generalicję. Zdobywca Nankinu, generał Iwane Matsui, który wskutek problemów zdrowotnych był nieobecny podczas rzezi mieszkańców, powraca do miasta, by zapanować nad falą rozlewającej się przemocy. Jest wściekły i wstrząśnięty tym, co zastaje pod rządami jego zastępcy generała Yabuhiko Asaka. Pijani, zdemoralizowani żołdacy dopiero po sześciu tygodniach maskary zaspakajają żądze mordowania i kopulowania bez umiaru. Pod koniec 1938 r. Japończycy wycofują się z Nakinu, pozostawiając po sobie spaloną ziemię i zdeptane człowieczeństwo.

Kobiety do towarzystwa

Sytuacja w okupowanym mieście wymknęła się spod kontroli japońskiego dowództwa - to fakt bezsporny, dlatego nie może się powtórzyć. Tym bardziej, że wśród żołnierzy zaczyna się szerzyć plaga rzeżączki i innych chorób wenerycznych. A przecież chory żołnierz to żołnierz niezdolny do walki. Zbrodnie i zbiorowe gwałty nie służą też wizerunkowi okupanta, podsycając antyjapońskie nastroje. Dowództwo dochodzi do wniosku, że niewskazane są bezpośrednie kontakty z cywilami, bo narażają armię na poważne ryzyko wycieku tajnych informacji. Nie było wątpliwości: potrzeba zmian była pilna i konieczna. Na przeciw jej wychodzi propozycja wiceszefa sztabu wojsk japońskich, generała Yasujiego Okamury. Proponuje one stworzenie urzędowo zatwierdzonego systemu domów publicznych, gdzie pod kontrolą lekarzy, zmęczeni wojną oficerowie i żołnierze za skromną opłatą mogliby się zrelaksować w damskim towarzystwie. Czyż to nie racjonalny i cywilizowany sposób rozwiązania problemu seksualnych frustracji japońskich wojaków? Tym bardziej, że armia ma już pewne doświadczenie w tym względzie. W 1932 r. w Szanghaju powstał pierwszy, oficjalny burdel, z którego korzystała stacjonująca w tym mieście brygada marynarki wojennej.


Propozycja Okamury została przyjęta. Z Japonii zostają sprowadzono japońskie prostytutki (głównie z Kiusiu), ale szybko okazuje się, że nie są w stanie sprostać zapotrzebowaniu na seks wśród wojskowych. Rozpoczęło się polowanie na kobiety, dziewczyny a nawet dziewczynki z okupowanych przez Japończyków krajów. Koreanki (największa grupa, 80-90% wszystkich kobiet), Chinki, Tajwanki, Filipinki, Indonezyjki, a nawet kobiety europejskiego pochodzenia (np. Holenderki), które nie zdążyły w porę opuścić podbijanych krajów lub, które pracowały jako personel medyczny – wszystkie one trafiają wbrew swojej woli do domów uciech dla wojskowych. Kobiety uprowadzano siłą, sprzedawano (nierzadko przez bliskich lub sąsiadów), zwabiono podstępem. Rozwożono po całym Dalekim Wschodzie i Azji Południowej. Z raportu Ministerstwa Wojny z 3 września 1942 r. wynikało, że sieć burdeli rozpościera się na całą Azję Wschodnią i Południową. Wszędzie tam gdzie stacjonowały oddziały japońskie, tworzone były domy publiczne: w Północnych Chinach (100 domów), w Chinach Centralnych (140), w Południowych Chinach (40), w Azji Południowej (140), na wyspach Morza Południowego (10) i Sachalinie (10). Obsługę wojskowych przybytków rozpusty zapewniało, w zależności od autora zajmującego się tym tematem, od 20 do 460 tys. kobiet. System wojskowych burdeli miał się świetnie. Więzione, zmuszane do świadczenia usług seksualnych, okaleczane, poniżane kobiety – znacznie gorzej.


Comfort women (kobieta do towarzystwa)– tak dziś określa się te nieszczęsne ofiary japońskiej machiny wojennej. Odpowiada ono japońskiemu słowu „ianfu” (i - pocieszenie, an-zrelaksowany, fu- kobieta). Eufemistyczne określenie. W użyciu, zwłaszcza wśród powojennych, japońskich badaczy, funkcjonuje również termin „jugun ianfu” („przyłączony” lub „podążający za wojskiem”), sugerujący, iż kobiety przemieszczały się wraz w oddziałami wojska dobrowolnie. Ale comfort women nie były ochotniczkami, z potrzeby serca, wspierającymi swym ciałem morale żołnierzy Cesarskiej Armii. Były seksualnymi niewolnicami.

Być niewolnicą

Funkcjonowanie domów uciech było zorganizowane w duchu wojskowej dyscypliny. Na burdele zamieniano prywatne domy, a ich właściciele zajmowali się administracją budynku, wojskowi natomiast ściśle nadzorowali każdy aspekt działalności takiego przybytku. Co więcej każdy dom publiczny posiadał wewnętrzną regulację, określającą co jest dozwolone, a co zakazane. Zachowały się fragmenty takiego regulaminu z domu publicznego z Changzhou, w Chinach. Znajdujemy w nim m.in. grafik określający, którego dnia, jaki oddział żołnierzy, może skorzystać z dobrodziejstw burdelu a także cennik (seks z Koreanką wyceniono na półtora jena, z Chinką tylko na jednego jena, ale z Japonką aż na... dwa jeny). W innym miejscu tego dokumentu czytamy natomiast, że spożywanie alkoholu w domu uciech jest zabronione, podobnie jak przyjmowane chińskich klientów przez świadczące usługi kobiety, z kolei używanie kondomów jest bezwzględnie wymagane. Piętnasty dzień miesiąca był dniem wolnym, a poniedziałek i piątek dniem przeznaczonym na badania lekarskie.


Mimo lekarskich kontroli, niejednokrotnie przeprowadzanych przez lekarzy bez stosownej wiedzy diagnostycznej, na wszelki wypadek regulamin nakazywał przyjąć a priori, że każda comfort women jest potencjalną nosicielką chorób wenerycznych. Każdy z klientów przed wejściem do pokoju, w którym dochodziło do zbliżenia, otrzymywał dwie sztuki kondomów a także specjalną maść. Zabezpieczenia były w istocie pozorne: kondomy były dziurawe a większość klientów i tak nie stosowała się do nakazu regulaminu i uprawiała seks bez żadnych zabezpieczeń.


Zanim jednak doszło do bezpośredniego kontaktu między „kobietą do towarzystwa” a klientem, mężczyzna musiał uiścić opłatę. Opłaty były przyjmowane, w odpowiednio zaadaptowanym pomieszczeniu, które znajdowało się przy wejściu do budynku. Po uiszczeniu należnej sumy klient otrzymywał specjalny bilet a następnie przechodził do poczekalni, gdzie czekał aż wyczytane zostanie jego nazwisko. Gdy przychodziła jego kolej, udawał się do któregoś z małych pokoików. Często urządzonych w prowizoryczny sposób z jednego dużego pomieszczenia, przez zakładanie zasłon albo po prostu przez przewieszanie koców na rozciągniętym sznurku. Kobieta zazwyczaj leżała już na łóżku i czekała na klienta. Ten zostawiał jej bilet, który comfort women oddawała po zakończonym dniu do biura, po czym przystępował do kopulacji. Dziennie zmuszane do prostytucji kobiety przyjmowały od 5 do 15 klientów, choć zdarzały się przypadki, gdy liczba przewijających się przez pokój mężczyzn dochodziła do kilkudziesięciu. Nie było nawet czasu wytrzeć łona z męskiego nasienia. Machina nieludzkiego, okrutnego zniewalania seksualnego kobiet pracowała na pełnych obrotach.


Bezduszny, upodlający seks z setkami japońskich żołdaków nie wyczerpywał cierpienia i bólu, którego dostarczał comfort women, japoński system „domów rozrywki”. Chociaż nie było to normą, w wielu domach publicznych, kobiety przymusowo świadczące w nich usługi seksualne nierzadko nie otrzymywały żadnego wynagrodzenia. Cierpiały głód i skrajne ubóstwo. Zdarzały się liczne przypadki ciężkiego pobicia. Gdy kobiety odmawiały seksu z klientami, którzy nagminnie nie używali kondomów, rozwścieczeni mężczyźni przemocą wyładowywali swe frustracje na kobietach. Czasem wystarczyło, że klient miał „zły dzień”, by stać się ofiarą brutalnego pobicia. Kobiety zmuszano do świadczenia usług także, gdyby był chore czy zmęczone. Zmuszano je również do aborcji, jeśli nieopatrzenie zachodziły w ciążę. Znane były przypadki, gdy żołnierze rozgrzewali do czerwoności samurajskie miecze w ogniu i wypalali piętna na ciałach kobiet. Bo tak przecież robi się niewolnicom.


Wraz z pogarszającą się sytuacją na froncie i odwrotem armii japońskiej, pogarszał się los zmuszanych do nierządu dziewczyn. Wojsko albo porzucało obsługę domów publicznych na pastwę działań wojennych (wiele z nich zginęło od alianckich bomb), albo zmuszało comfort women do dzielenia żołnierskich trudów w wyniszczającym odwrocie siły zbrojnych Japonii.


Gorzką punetą dla systemu jugun ianfu był fakt, iż powołany dla wzmocnienia dyscypliny wśród żołnierzy przez rozładowanie ich chuci w sposób zorganizowany i cywilizowany, przyniósł odwrotny skutek. Liczba gwałtów wzrastała. Żołnierski żołd wystarczał na dwie wizyty w domu publicznym na miesiąc. Stosunek z kobietą, gdy zza plecami stał już kolejny mężczyzna, również nie przynosił japońskim wojakom pełnej satysfakcji seksualnej. Żołnierze radzili sobie z tym problemem w sprawdzony sposób: napadali na wioski i gwałcili napotkane w nim kobiety. Za darmo i do woli.

Cierpienie i ignorancja

Wojna zakończyła się, niektóre z comfort women cudem przeżyły, ale koszmar związany ze seksualnym niewolnictwem, którego doświadczyło tysiące zniewolonych kobiet, nie zniknął. Powracał we wspomnieniach i sennych koszmarach. Nigdy nikomu nie opowiedziały o straszliwej traumie, zrujnowanej młodości i zdeptanej godności. Nie mogły o tym opowiedzieć. Bały się potępienia i że nikt im nie uwierzy. Większość z nich zabrała tragiczne przeżycia ze sobą do grobu. Dopiero w latach 90., przynajmniej w Korei Południowej, kobiety zdobyły się na odwagę, by publicznie zrzucić z siebie brzemię traumatycznych przeżyć.


Ale na wojnie nie ma przegranych i wygranych. Są tylko same ofiary. Chciałbym przeprosić za zło, które wyrządziłem. Robiłem bardzo złe rzeczy. Skrzywdziłem wielu niewinnych ludzi, Nie mogę sobie tego wybaczyć. To słowa jednego z kilkorga bohaterów wstrząsającego dokumentu Anthony`ego Gilmore`a, „Behind Forgotten Eyes” („Utracona pamięć: Koreańskie niewolnice seksualne”, 2006). Był jednym z oprawców. Młodym, japońskim żołnierzem, jednym z milionów, którzy ulegli wojennemu szaleństwu. Dziś jest sędziwym staruszkiem. Jego przeprosiny i żal brzmią szczerze. Ale nigdy nie powinny mieć miejsca. Bo nigdy nie powinno się zdarzyć to, co się zdarzyło.


Żadnej skruchy i szczerości nie wykazuje natomiast japoński rząd. Mimo licznych wyrazów ubolewania wygłaszanych przez kolejnych premierów, a nawet powołania funduszu Asian`s Women Fund (z pieniędzy prywatnych darczyńców), wypłacającego odszkodowania pokrzywdzonym kobietom, japoński rząd oficjalnie nie przyznał się do popełnionych w przeszłości błędów i nie przeprosił ofiar japońskiego terroru. Niektórzy prawicowi politycy oraz niektórzy historycy z Japonii popierają działania władz, odmawiających oficjalnych przeprosin i wypłaty państwowych a nie prywatnych odszkodowań. Ponieważ albo w ogóle zaprzeczają istnieniu system jugun ianfu, albo twierdzą, że świadczące seksualne usługi kobiety w ramach tego systemu nie były zmuszane do ich spełnienia i że pracowały w znacznie lepszych warunkach niż zwykłe prostytutki.

Naciski Korei Południowej, Chin oraz innych państw Azji Wschodniej, których mieszkańcy doświadczyli okrucieństwa japońskiej armii, trwają od lat. Póki co bez skutku.

Prolog

Seksualne niewolnictwo wojenne to nie jest patent wyłącznie japoński. W nazistowskich obozach zagłady funkcjonowały tzw. Freudenabteilung („oddziały przyjemności”), w których obok prostytutek, zatrudnienie znajdowały, zmuszane do niewolniczej, seksualnej służby kobiety żydowskiego pochodzenia. Istniały też domy publiczne poza obozami koncentracyjnymi, z których usług korzystali oficerowie i żołnierze Wermachtu i SS. Zmuszano do pracy w nich ponad 34 tys. kobiet (głównie z terenów Europy Wschodniej).


Można jednak odetchnąć z ulgą i powiedzieć sobie: to przeszłość. Nie, nie przeszłość. Seksualne niewolnictwo nie odeszło wraz z ostatnimi japońskimi czy niemieckimi żołnierzami. Wciąż jest obecne. To jedna z form handlu ludźmi. Dokładne statystyki seksualnego niewolnictwa nie są znane, ale zgodnie z raportem Departamentu Stanu USA z 2008 r. ok. 800 tys. osób rocznie nielegalnie przekracza granice państw z czego aż 80 % to kobiety, 50% - osoby nieletnie; większość z nich jest zaś zmuszana do prostytucji. Za suchymi liczbami skrywa się tysiące osobistych dramatów.

W świecie, w którym handluje się ludźmi jak bydłem, wstrząsająca historia comfort women nie może mieć happy endu.

---------------------------
Świadectwa kobiet, które zmuszano do prostytucji w wojskowych domach publicznych znajdziecie TUTAJ


NA PODSTAWIE:

„Behind Forgotten Eyes” („Utracona pamięć: Koreańskie niewolnice seksualne”, reż. Anthony Gilmore 2006)



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz